No i przyszła jesień…..skończyło się już chyba wszystko, na czym pszczoły mogły zebrać nektar, jak i niezbędny im zapas potrzebnego na zimę, pyłku. Tak naprawdę gdybyśmy nie podbierali pszczołom miodu, to poza procesem leczenia, czekałby nas krótki, ale zasłużony odpoczynek po zawsze emocjonującym, ale też niezwykle wyczerpującym sezonie. Po okresie kwitnienia lipy, początkowo małymi dwu-trzy litrowymi dawkami syropu w odstępach co kilka dni pobudzamy matki pszczele do intensywnego składania jajeczek z których wygryzie się tzw. „pszczoła zimowa”, czyli ta długowieczna robotnica której zadaniem będzie dotrwać do następnej wiosny. Po zakończonym procesie karmienia pobudzającego, a więc nieco później, na przełomie sierpnia i września rozpoczyna się już właściwe, bardzo intensywne dokarmianie pszczół dużymi dawkami syropu. Taka ilość intensywnie napływającego pokarmu powoduje, że pszczoły dosłownie zaleją nim plastry przygotowując sobie zimowe zapasy. Ponadto, tak obficie napływająca ilość pokarmu odkładana w plastrach powoduje, że matka nie ma gdzie składać nowych jajeczek. Takie celowe ograniczenie czerwienia matki o tej porze roku powoduje zahamowanie rozwoju rodziny, która rosnąc w siłę konsumowała by niemożliwą już w późniejszym czasie do uzupełnienia ilość zimowego pokarmu. W tym wszystkim kluczowe jest uchwycenie przez pszczelarza idealnego momentu przypadającego na zimowe karmienie, tak, aby wyczerpującym przerabianiem syropu zajęły się jeszcze pszczoły letnie, czyli te, które z powodów naturalnych i tak umrą przed zimą. Jednym słowem nowe pokolenie pszczół zimowych musi być jak najmniej wyeksploatowane skracającą życie pszczoły pracą, aby nie tylko w sile dotrwać do wiosny, ale także być gotowym do wychowania kolejnego pokolenia już wiosennych robotnic.
…bo wiosny nie możemy się już doczekać. Przed nami jeszcze zima, oby była prawdziwa i niechwiejna pogodowo, aby pszczoły spokojnie przeszły swoją zimowlę….
Oby do wiosny 😊